Villa Love Izdebnik I Wesele w Małopolsce
Villa Love Izdebnik I Natalia i Dawid
Zakosztujcie normalności! Trafiacie do miejsca wyjątkowego, ulotnego jak dmuchawce poderwane do lotu a zarazem namacalnego jak ciepły bochenek chleba. Villa Love i moja pierwsza w tym miejscu wizyta takie właśnie skojarzenia mi podsunęła. Bardziej niż Toskańskie słońce widzę w tym miejscu trud ludzkich rąk i ogrom serca jakie zostawiają ludzie tam pracujący. Dostrzegam cichą pasję tworzenia czegoś wyjątkowego ale bardzo bliskiego temu wszystkiemu co zwie się prostotą. Poznajcie miejsce, które wabi zapachami normalności, ale zanim poznacie to miejsce poznajcie jej głównych aktorów – Natalię i Dawida.
Świat to dwa koła zębate, które na siebie zachodzą. Często z takiego połączenia sypią się iskry. Te iskry to my – ludzie natrafiający na siebie w tym synchronicznym ruchu zazębiających się zdarzeń w czasie. Pierwsze spotkanie z Natalią i Dawidem miało miejsce na ślubie Uli i Roberta – to takie dwie iskierki, jedna non stop z bananem na twarzy, druga ratując drzewa oliwne czasami traci przyczepność i grunt pod nogami.
Szczęście i Radość to z pewnością dwa słowa określające ten dzień. Przecudnie było obserwować ich naturalność, szczere wzruszenie i spontaniczność niemalże w każdej ich reakcji. Moment ślubu nieodzownie połączony jest ze wszechobecnym stresem, oni to uczucie przekuli w odmienne stany emocjonalne. Efektem tychże stanów są szczere zdjęcia, pełne nieskrępowanego szczęścia. Slow Wedding, który im się przytrafił z pewnością zostanie w mojej głowie na bardzo długo. Takich ślubów się nie organizuję, na takie śluby się czeka, są nam one zadane nie zaplanowane, tak jak nie zaplanujemy emocji.
Villa Love Izdebnik
Całe to uczucie spowiło miejsce, które nikomu rekomendować nie trzeba. Villa Love bo o niej mowa nuciła cichą melodię fascynacji dwojga osób sobą. Otaczała ich, zaklinała w chocholim tańcu, odrywała ich myśli z pułapu ziemi. A oni odlatywali, w zapomnieniu do otoczenia ukazali mi naprawde szczery kawałek siebie – i to był jeden cud, który się tego dnia wydarzył.
Strasznie mi w tych moich zdjęciowych rozterkach zależy na ludziach, bardzo nie lubię jak miejsce przesłania osoby, które winny być epicentrum zdarzeń. Mam nadzieję, iż ten reportaż takim jest – mam nadzieję, że opowiada przepiękną historię ludzi, którzy się odnaleźli i pokochali. Wokół nich dużo dobrych dusz krążyło – mam wielką nadzieję, że choć część tych ludzkich orbit udało się w tej historii pokazać. Zapraszam Was zatem na krótki film o miłości…
Rustykalne wesele w stodole I Reportaż Ślubny
Wesele w stodole
15 lat temu odfrunął Czesław Miłosz. Dość szczęśliwie w tym paradoksie zdarzeń i dat zbiegło mi się to z magicznym ślubem, który miałem przyjemność fotografować. I zanim napiszę Wam więcej o miejscu i ludziach, przypomniał mi się piękny wiersz Czesława Miłosza – nie wpadł bym pewnie na niego gdyby nie koszulka Taty Pana Młodego – z pewnością wyłowicie ją z tego reportażu. Wpisuje się ona nie tylko w rocznice Miłosza, w ten dzień, wpisuje się ona również dość mocno w pewną ideologię myślenia i życia.
Zestawiłem ze sobą dwa momenty. Pierwszym była obserwacja – jak Tata Tomka układał ze znalezionych w Starej Stodole desek – aby stworzyć swego rodzaju pomost między stodołą a parkietem – tłumaczył, że to dla Pań aby ich szpilki nie zapadały się w trawie. Coś tak prostego i zarazem pięknego zestawiłem z poniższym wierszem Miłosza dochodząc do banalnych ale dla mnie dość ważnych wniosków – w prostocie życia i prostocie kochania tkwi wielka siła często przez Nas bagatelizowana.
Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.
Czesław Miłosz…
Poznajcie się z Kingą i Tomkiem. Wybrali oni na swój ślub miejsce pachnące skoszoną trawą, starymi deskami, kuszące otwartością na przyrodę i wolnością robienia w nim tego co się chce. Ich rustykalne wesele w stodole w Dobczycach było manifestem tejże wolności. Ich pomysł na ślub nie wpisywał się w utarte schematy. Mieli oni marzenie przeżycia swojego dnia ślubu na łonie natury, jak najbliżej słońca, w promieniach, którego można się ogrzać, zamykając oczy i marząc.
Dobczyce Stara Stodoła
Stara Stodoła Dobrzyce to blisko 3 hektary łąk, sadów i lasów. To rustykalny ogród a w nim odnowiona, XIX-wieczna chata i stodoła – zanim trafiłem w to miejsce z pewnością przejechałem obok niej co najmniej dwa razy. To nie rzucające się nazbyt z drogi głównej miejsce odsłania swoje piękno w momencie jak znajdziemy się w otoczeniu drzew i zieleni okalającej stodołę. Punktem centralnym ogrodu jest nieco innego jak pięknie utrzymana stodoła. Wyschłe drzewo przepuszcza do środka niezmierzone ilości pojedynczych promieni, które tworzą w środku niesamowity spektakl pełen światła. W takich okolicznościach przyrody Kinga i Tomasz zorganizowali swoje wesele w stodole.
Rustykalne wesele w stodole
Zatopcie się na chwile w miejscu odciętym od świata. W ogrodzie pełnym zieleni, najrozmaitszych kwiatów, kwitnących drzew. Poczujcie jak to miejsce pachnie. Pachną kwiaty, pachnie stare drzewo, które przyjmując spore dawki słońca uwalnia swe eteryczne zapachy po trochu nas hipnotyzując. Ośmielcie się do tego, aby zorganizować swoje wesele w stodole, a jeśli macie swój ogród – wesele w ogrodzie byłoby odjechanym pomysłem. Czy będą obawy – pewnie że tak. Ilość szczęścia jakie doświadczycie w dniu ślubu, w momencie oglądania fotografii z pewnością Wam to wszystko wynagrodzi.
Slow wedding vibes!
Sebastian Kazakow – człowiek, który na co dzień jest świetnym Dj w jednym z krakowskich klubów, zgodził się towarzyszyć Kindze i Tomaszowi w tym dniu. W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, iż Sebastian nie gra na weselach.
Moment kiedy przekraczam bramę prowadzącą do miejsca uroczystości i słyszę bity, które fotograf ślubny nie jest przyzwyczajony słyszeć na weselach w Polsce – ku mojemu wielkiemu smutku 🙂 To będzie ta chwila, którą najmocniej zapamiętam tego dnia. W pierwszym momencie pomyślałem, że to obsługa trance zapodała, po chwili przeszło mnie szybkie ukłucie – a gdyby cała noc taka była? Ale oczywiście przyszło szybkie otrzeźwienie – to jest Polska, tu są tradycje. I boom szakalaka. A jednak !!!!
To było z pewnością najfajniejsze muzyczne doświadczenie ślubne tego roku, połączone z dużą ilością dymu, parkietem na świeżym powietrzu, lampkami pięknie rozświetlającymi otoczenie i ludźmi, którzy w nieskrępowany sposób sami budowali plan na swoje wymarzone wesele w stodole w stylu slow wedding. Zresztą – zobaczcie sami…
Zagraniczna sesja ślubna w Portugalii
Zagraniczna sesja ślubna w Portugalii
Wsiadamy do pociągu – stacja Lizbona. Twarze mamy przesiąknięte czerwienią. Może to za sprawą wczorajszego wina, które nie zdążyło z głowy wyparować, może to zasługa cudownej architektury dworca kolejowego w Lizbonie, a może to te motyle w brzuchu podpowiadające, że zaczyna się krótka ale z pewnością ekscutująca przygoda. Zabrakło samochodów w wypożyczalniach w mieście, aby dotrzeć na miejsce, które chcieliśmy zobaczyć wybieramy pociąg. Koła zaczynają się kręcić coraz pewniej – przyspieszamy. Za oknem zaczyna padać deszcz, prędkość mknącego pociągu powoduje, iż pojawiające się na oknach krople deszczu zaczynają przedzierać się tylko sobie znanym szlakiem na szybie tworząc specyficzne ślady – dopływy wielkiej rzeki widzianej z góry. Jest ich coraz więcej i więcej…
Rozmawiamy, śmiejemy się, co chwile łapiemy chwilowe zwiechy – każdy myśli o czymś innym, patrzymy na szybko zmieniające się obrazy za oknem. Wczoraj przesiedzieliśmy do 1:00 dyskutując o pasji tworzenia, szukaliśmy odpowiedzi na dziwne pytania pojawiające się w głowie. Czy można złapać nasze wewnętrzne pragnienia i doprowadzić do ich urzeczywistnienia?, Czy istnieje prosta droga prowadzącą do artystycznego spełnienia?…Grube tematy po czerwonym winie…
Życie to surfing…
Droga płynie…pociąg zmieniliśmy na autobus – mkniemy dalej przed siebie. Podziwiamy okolicę, wąskie jak cholera uliczki, w których nie idzie się minąć osobówkami, kierowca autobusu ma wycięta żyłkę strachu – jedzie jakby miał na nosie okulary VR. Autobus zatrzymał się, choć nie było przystanku. Co się dzieję, rozglądamy się szukajac przyczyny. Patrzymy w kierunku kierowcy – a ten karmi psa, który wdrapał się na ogrodzenie sięgające okna z którego wychyla się pewnie kierowca. Mamy ubaw…tutaj nikt się nie spieszy.
Cabo Da Roca – koniec Unii europejskiej 🙂
Docieramy na miejsce – dalej czeka nas podróż z buta. Trasa do najłatwiejszych nie należy. Tutaj nie ma drogowskazów jak nad Morskim Okiem – ścieżkę na Playa de Ursa musimy znaleźć sami. Krocząc grzbietami klifów ledwie się utrzymujemy w pionie – przeraźliwie wieje. Zagraniczna sesja ślubna w takich warunkach – niewykonalna, ale nie tracimy nadziei. Bryza znad morza, unoszący się w powietrzu zapach dają pewność, że to musi się udać…
Praia da Ursa – w poszukiwaniu śpiącego Niedźwiedzia
Po niespełna godzinie docieramy na miejsce. Zejście na plaże do najprostszych nie należy. Wąska ścieżka o sporym nachyleniu wygląda jak dojazd do belki na skoczni narciarskiej. Trzeba wykonywać wolne i świadome ruchy, aby nie stracić przyczepności. Gdybyście chcieli wiedzieć jak tam dotrzeć Tutaj poradnik. Na twarzach pojawia się uśmiech – jesteśmy na miejscu. Dla samego widoku warto było tu zejść. Szczęście nam dopisuję – mimo że warunki pogodowe zmieniają się co 15 min, od ostrego słońca, po silne podmuchy wiatru, pojawiający się deszcz, i tak przez kolejną godzinę. Nasza zagraniczna sesja ślubna ze sfery planowania przechodzi w sferę wykonania…
Zagraniczna sesja ślubna w Portugalii
Każda zagraniczna sesja ślubna jest przygodą. Nie ważne jaką jej lokalizacje wybierasz. Możesz zdecydować się na plener ślubny w Portugalii, lub sesję ślubną w Szkocji – to nie ma znaczenia. Byle jak najdalej od domu 🙂 Ktoś zawsze może powiedzieć – Po co pchać się tak daleko dla kilkunastu zdjęć? Nasz kraj jest piękny. Nie chcąc wchodzić w dywagację napiszę, jasne że jest – ale też jest przez na znany. W moim mniemaniu nie chodzi o to co fotografujemy, co jest tłem historii. Ważniejsze dla mnie jest fakt jacy jesteśmy w miejscach, w których owy plener ślubny realizujemy.
Na przykładzie wszystkich moich zagranicznych plenerów ślubnych dochodzę do wniosków, iż każdy z nas jest inny w tych miejscach. Nasze strefy współodpowiedzialne za odczuwanie w tylko sobie znany sposób zaczynają odgrywać dużo większą rolę. Efektem finalnym są stany bliskie temu jaki doświadczamy ( tutaj trzeba sobie dodać wyrażenie właściwe: alkohol, trawka, dobra muza, bliskość kochającej osoby), a który sprawia, iż zapominamy o Bożym świecie…
Asia i Bartek o tym świecie zapomnieli – efektem czego jest ta historia. POZNAJCIE ICH…
Tradycyjne wesele po staropolsku I Reportaż ślubny
Czuliście kiedyś słodkie zapachy hiacyntów? zapach mokrej trawy? Jedliście świeże nowalijki, słodkie truskawki, kwaśny szczaw? Znacie niezwykłą historię jeziora Świteź? Poznaliście ludzi, którzy całe życie czekali na siebie, smakowali w wyobraźni to co najcenniejsze? Leśne bożki przemykają mi przed oczyma gdy myślę o tym ślubie. Przekraczając próg domu Madzi ktoś mnie zaklął w pradawnej historii o ludzkiej potrzebie kochania, przemijania, rodzenia się i umierania. Ten ślub był dziełem skończonym – otwartą księgą tak wielkiej i cudnej miłości dwojga osób, że mi trudno było stanąć z boku jako obserwator, wyzuć się z emocji. Tak właśnie pamiętam Tradycyjne wesele po staropolsku Madzi i Mateusza.
Tradycyjne wesele po staropolsku
Po ekspansywnej modzie na śluby z wielka pompą doczekaliśmy wreszcie czasów pewnego odwrotu. Dziś wraca się do wesel w duchu tradycji, także tej regionalnej. Przykładem magicznego miejsca na mapie Polski, gdzie organizowane są wesela staropolskie może być Karczma Pod Kogutkiem w Krzywaczce, małej, ale niezwykle kolorowej miejscowości, gdzie dosłownie czuje się zapach przywiązania do staropolskiej tradycji. Wszystko widać na organizowanych tutaj imprezach, okraszonych tradycyjną ludową muzyką, dźwiękiem kontrabasu, starych cymbałów, które z pewnością zaczarują każdego gościa weselnego! Tradycyjne wesele po staropolsku jest jak gra Jankiela na cymbałach – czaruję już od pierwszych minut.
Tradycyjne staropolskie oczepiny
Świat obrazów z wesela staropolskiego uwieczniony być powinien w najdrobniejszych detalach. Przygotowania do zaślubin, przedstawienie na zdjęciach tradycyjnych, weselnych strojów regionalnych zdecydowanie stanowić może ogromną wartość dokumentacyjną dla przyszłych pokoleń. Tradycyjne, staropolskie oczepiny to czas, gdy fotograf uchwycić może biesiadników w dynamicznych pozach, gestach, śmiejących się, oddających emocje. Kto powiedział, że oczepiny muszą wyglądać zawsze tak samo. Zespoły weselne próbując odhaczyć ten obowiązkowy punkt programu, organizuję najczęściej durne scenki nie mające nic wspólnego z pradawną tradycją. Mam nadzieję, że zmotywuję to moje przyszłe pary do sięgnięcia głębiej w jakże bogate karty historii – da Wam to odpowiedź jak zorganizować oczepiny w odmiennej tonacji.
Tradycyjny polski ślub
To ogromna skarbnica możliwości dla każdego fotografa, począwszy od fotografowania strojów regionalnych, zwyczajów i tradycji weselnych, dokumentowaniu w formie klatek zachowań społecznych, a na pamiątkowych zdjęciach grupowych skończywszy. Bardzo ważnym elementem w dziedzinie staropolskiej fotografii ślubnej jest natura. To ona tworzyła i tworzy połać najwspanialszych dzieł historii polski. To tradycyjne wesele po staropolsku jest czymś zjawiskowym, jest chwilą do której wracam słuchając tradycyjnych polskich bardów czerpiących z etnicznej spuścizny. Zapraszam was zatem na bardzo ważny dla mnie reportaż ślubny, pełen emocji, wzruszeń, ludzi i duchów – którymi chciałbym się otaczać cały czas…
Plener ślubny Szkocja Glencoe
Plener ślubny Szkocja Glencoe
Znajdziecie miejsca na ziemi – które czarują swym majestatem. Są ludzie, którzy do owych miejsc pasują. Są z tymi miejscami zrośnięci jak drzewa zrośnięte z ziemią korzeniami. Zabieram was w podróż do miejsca, w którym poczułem niesamowitą bliskość z majestatem natury. Już pierwszy kontakt z tym miejscem mimo że przez szybę pędzącego samochodu zniewalał. Uchylając delikatnie okno strugi deszczu i wiatru wpadając do środka otulały nas – odnosiło się wrażenie jakby chciały się z nami poznać. Pisząc ten tekst czuje jakbym był w amoku. Zamykając oczy widzę to miejsce, czuje z jeszcze większą siłą. Są miejsca nam pisane, są takie, które są jak never ending story, trwają i trwają. Wiem, że ten kawałek Szkocji tym właśnie jest dla mnie.
Sesja plenerowa w szkockich górach.
Szkocja mnie pochłonęła, a sesja zdjęciowa w Glencoe przybiła przysłowiowy gwóźdź do trumny tej miłości. Sesja w Szkocji była od dawna w kręgu moich zainteresowań, człowieka gór ciągnie w góry. Nadarzyła się okazja i pojawiła się para aby sesja plenerowa w Glencoe z strefy marzeń stała się rzeczą namacalną. Zdjęcia oczywiście nie oddają w 100% tego co tam się działo, ale przez cały czas wiał przeraźliwie zimny wiatr, padał deszcz.
Dwie puszki już po 30 minutach odmawiały posłuszeństwa. Niby uszczelnione, a jednak ilość wody i wilgoci przeprogramowały w dziwny sposób funkcje poszczególnych przycisków. Więc część sesji totalnie na czuja była robiona bo podglądu zdjęć nie było. W tym całym zamieszaniu należy zrobić mały przystanek aby oddać zasłużoną wdzięczność dla Magdy i Huberta, którzy mimo tych totalnie niesprzyjających warunków zachowali się wybitnie. Głównie dzięki ich determinacji mamy to co zaraz i wy zobaczycie.
Plener ślubny Szkocja Glencoe…
Gdybyście chcieli poczuć to miejsce, to echo odbijające się między skałami polecam do oglądania utwór: Perth – Bon Iver. Nie chce katować was wbudowanymi odtwarzaczami – sami zdecydujcie. Razem z Magdą i Hubertem w warunkach totalnie niesprzyjających typowym sesją ślubnym ruszyliśmy na szlak przygody.
Jest zimno…
Pada deszcz…
Wieje silny przenikający wiatr…
Nie zamykajcie oczu – zobaczcie kawałek tej historii…
Jesteśmy bielą i czernią, światłem i ciemnością, koszmarem, przed którym należy uciekać, i pięknym snem, w którym można się schronić, wszystko jest przeciwieństwem wszystkiego, jest dobrem i złem. Ale dobro nie obejmuje zła, nie bierze go w ramiona, a zło nie głaszcze dobra po plecach czarnymi skrzydłami.
Plener ślubny Szkocja Glencoe
Jeśli usłyszeliście ten wiatr i tę historię – napiszcie mi o tym. Będzie mi niezmiernie miło. A jeśli macie czas zerknijcie na pozostałe – bliskie mojemu sercu sesje: Plener ślubny w Lanckoronie oraz sesję ślubną w Katowicach. Buziaki.
Rustykalne wesele i ślub w Polna Zdrój
Rustykalne wesele i ślub w Polna Zdrój
Nie każdy z nas myśląc o swoim wymarzonym ślubie ma przed oczami balową salę i białą limuzynę. W ostatnim czasie coraz bardziej popularne staje się wesele w stylu rustykalnym, na którym ogromną rolę odgrywa natura i przyjazna, domowa atmosfera. Młoda Para, kierując się ideą: ‘Slow life, slow food’ stawia na naturalność, ulotność chwili, nieprzemijalność tego co łączy dwa odmienne światy czyniąc je jednym.
Tak stało się właśnie na ślubie Madzi i Michała, którzy na swoim rustykalnym weselu w Polnej Zdrój na chwilę spowolnili cały świat…
Polna zdrój – wymarzone miejsce na rustykalny ślub
To miejsce zaklina cie w swoim wymiarze, rzuca na Ciebie czar wobec którego nie oczekujesz żadnej odtrutki. Właściciele – Magda i Michał dopełniają ten stan idylli swoimi osobami, otwartością, niepokornością kulinarną, ciepłem które od niech promienieje. Wchodzi w miejsce, w którym jesteś pierwsz raz – I wiesz że to mógłby być twój drugi dom. Rustykalne wesele i ślub w Polna Zdrój to doznanie tak eteryczne jak najpiękniejsze zapachy łąki w lecie. Polecam każdemu przeżyć ten dzień w taki sposób w jaki przeżyli go goście Madzi i Michała.
Słów kilka o Madzi i Michale 🙂
Patrząc jak perfekcyjnie zorganizowany był to ślub można by podejrzewać, że to zasługa świetnego weeding planera. Nic bardziej mylnego – Madzia jest tak doskonałą organizatorką i osobą posiadającą niebanalny gust, że sama w najdrobniejszych szczegółach go zaplanowała, a owy plan skutecznie wprowadziła w życie. Michał miał rownież ważne zadanie – nie przeszkadzać przyszłej żonie 🙂 choć pewnie I on wprowadził w ten plan organizacyjny swoje poprawki, o których wie wyłącznie Madzia 🙂
Michał to zapalony fotograf – zanim doszło do ślubu mocno obserwowałem jego zdjęcia na instagramie – I trzeba sobie jasno powiedzieć, że architekture miasta potrafi fotografować świetnie. Ma kilka perełek w swoim dorobku, znajdziecie chwile – sami możecie je odnaleźć, łapcie linka do jego profile na instagramie. Michał Smaś
Michał to również zapalony fan muzyki, jeszcze nie mieliśmy na tyle czasu aby o tym porozmawiać ale nadchodzący wyjazd na zagraniczną sesję ślubną we włoskich dolomitach ten stan z pewnością zmieni – biorąc pod uwagę fakt, że obaj jesteśmy fanami czarnej płyty.
Slow wedding w Polna Zdrój
Slow wedding, to określenie i styl organizacji ślubu mocno wpisują się w alokacje i architekturę Polnej Zdrój. To oryginalne miejsce dla oryginalnych, przepełnionych pasją ludzi. Ze względu na swój magiczny klimat, to wprost wymarzone miejsce do urządzenia w nim rustykalnego wesela. W tak niezobowiązującej atmosferze wszyscy czują się wyjątkowo komfortowo. Rustykalne wesele i ślub w Polna Zdrój to coś więcej niż reportaż fotograficzny. Spójrzcie sami na klimat, spróbujcie pojąć te relacje między ludzkie. Tam nie ma napięcia, stresu, strachu, wątpliwości.
Magda i Michał z pewnością nigdy nie zapomną tych niezwykłych chwil, a ich wesele w rustykalnym stylu zostanie w pamięci wszystkich mających przyjemność w nim uczestniczyć gości na bardzo długo.
Polna Zdrój chce abyśmy za nią tęsknili. Zatopcie się zatem w tej historii, a jeśli zechcecie zostawić ślad po sobie w postaci komentarza będzie mi wyjątkowo miło.
Miejsce: Polna Zdrój we Wleniu
Suknia: Viola Piekut
Garnitur: Giacomo conti
Rustykalne wesele i ślub w Polna Zdrój
Nie będę Was już nękał kolejnymi reportażami – ups żartowałem. Znajdźcie chwilę i zobaczcie najnowszy reportaż z gorącej polskiej toskanii – Villa Love Izdebnik – naprawdę warto poświęcić kilka minut dla tej wspaniałej dwójki.
Jeśli macie jeszcze 2 minuty z hakiem to warto wejść tutaj (jest zadziornie, niebezpiecznie i romantycznie też) : Najlepsze zdjęcia ślubne 2018 roku
Sesja narzeczeńska w Szkocji
Sesja narzeczeńska w Szkocji
Strasznie fajnie się czuję zdając sobie sprawę jak jesteśmy różni jako ludzie. Obserwujemy, interpretujemy, oceniamy. Indywidualność jest naszym wyróżnikiem – dzięki niej ludzie chcą do nas wracać. Budując pewnego rodzaju obraz utożsamiają go z nami. Mam to bardzo często jako fotograf. Buduję obrazy ludzi, takie małe świątynie, które stawiam w różnych miejscach. Jak wracam do tych miejsc wiem, że stoi tam już jakaś świątynia, pamiętam ją – wracam wspomnieniami. Daje mi to dużo siły.
Często też zdarza się, iż mnie w tą świątynie ktoś zamienia. Mam takie dobre duchy na ziemi, które zawsze dadzą o sobie znać mówiąc, iż jakieś miejsce kojarzy im się ze mną, z wspólnie spędzonym czasem – to niezmiernie miłe i jeszcze bardziej nobilitujące do odkrywania czegoś co nas przerasta, czego nie umiemy, nie rozumiemy.
Krótki film o miłości
Dzisiaj zabieram was do świata ciszy. Świata totalnie odseparowanego od społeczności. Są oni i jest bezkres pustki, który ma być natchnieniem do tego by myśleć. Banał zalewa nasze postrzeganie świata i światła. Kolor mami nasze bodźce, jest czymś co oślepia. W świecie zdominowanym przez banał trudno odnaleźć siebie. Trudno zadawać sobie pytania, trudno na nie odpowiadać. Chciałbym Was dziś zaprosić do magicznego świata czerni i bieli. Zdaje sobię sprawę iż kwestia odbioru tego typu prac jest zawsze sporna. Każdego z odbiorców mojej fotografii traktuje niezwykle poważnie i wiem, iż jeśli spędzicie z tymi zdjęciami chwile pojmiecie co w nich ukryte.
Sesja narzeczeńska w Szkocji to cicha historia o ulotności uczuć, o ich delikatności, nieskrywanym pięknie. To historia dwójki osób, która te emocje pozostawia sobie. Odsłania je w miejscu gdzie wieje wiatr i pozwala im lekko ulatywać. To będzie krótki film o miłości…
Sesja narzeczeńska w Szkocji
Miłość nie jedno ma imię – a ja ją lubię fotografować i nazywać. Jeśli będziecie tak mili i znajdziecie chwilę zerknijcie na moje inne zdjęcia w Czerni i Bieli, bo wierzę że je polubiliście 🙂
- Święta polskie – Boże Ciało to krótki dokument o ludziach i wierze.
Kreatywna sesja narzeczeńska w Łodzi na Piotrkowskiej
Kreatywna sesja narzeczeńska w mieście – jest to szczególne wyzwanie zatem było nad czym myśleć. Pierwsze o czym pomyślałem idąc porankiem łódzkimi uliczkami na spotkanie z Justyną i Maciejem było wygooglowanie w necie informacji – najciekawsze miejsca na plener w Łodzi. Idąc tym tropem z pewnością nie zrobiłbym nic ciekawego. Pomyślałem zamknę oczy – idąc szybko z owego pomysłu zrezygnowałem z wiadomych powodów. Łódź o poranku pachnie, budzące się do życia miasto, pojedyncze osoby zaczynające swój kolejny dzień zmagań z życiem biegną – wiecznie spóźnieni. A ja kontempluję tę przestrzeń. Pełną zagadek, niedopowiedzeń, pięknych elewacji i odrapanych podworców o których wydawałoby się każdy zapomniał.
Kreatywna sesja narzeczeńska w mieście.
W miejscach takich jak Łódź widać urbanistyczny zamysł władz, widać polską mentalność. Pokazać co piękne z zewnątrz, schować co brzydkie i śmierdzące w środku. Idąc tym tropem – i mając chwilkę czasu zacząłem odwiedzać te miejsca na pozór brzydkie i ukrywane. W cieniu wysokich bloków zlepionych ze sobą z każdej strony drzemie tajemnica. W odrapanych ścianach można się pokusić o znalezienie historii tego miejsca. Stary wyschnięty łapacz snów zawieszony na zdewastowanym oknie jakby chciał opowiedzieć opowieść o zdarzeniach, których był świadkiem. To miasto urzeka. Dość ciężko pojąć wielowarstwowość społeczeństwa przy tak krótkiej wizycie – ale z pewnością postaram się wrócić do Łodzi w ramach miejmy nadzieje kolejnego pleneru ślubnego. W końcu i Łódź zasługuje na piękne zdjęcia 🙂
Kreatywny plener przedślubny w Łodzi
Ty przydługawym wstępem zapraszam na spacer ulicą Piotrkowską. Ta krótka sesja narzeczeńska dała mi maksimum przyjemności. Wspólnie wykreowaliśmy niebezpieczne kadry. Łapaliśmy słońce gdzie tylko mogliśmy, szukaliśmy cienia aby się w nim skrywać. Wyszła piękna historia dwojga osób. Ludzi, którzy lubią być w cieniu, z niego obserwować co się dzieje wokół nich. Uwielbiają też słońce o ile mają pewność, że warto w nie wchodzić.
Urzekliście mnie, urzekła mnie Łódź. Wracam do Was już wkrótce…
Witkowa chata - polsko australijski ślub Iwony i Willa
Witkowa chata – Modlniczka sala weselna
Takie śluby zdarzają się wyjątkowo rzadko – i serce mi z tego powodu dość mocno krwawi. Już sam tytuł pewnie nasunął pewne skojarzenia dlaczego, nie mniej jednak pokuszę się o bardziej wnikliwą analizę 🙂 Świat dzieli się na kontynenty, na kontynentach Państwa, w państwach narodowości, a w nich jednostki. Każdy inny, każdy ze swoim bagażem historii, doświadczeń.
Fotografia ślubna to próba poszukiwania tego co ukryte
Podstawą do poszukiwań i jednocześnie punktem finalnym powinien być człowiek. Dziś pisząc ten tekst i wspominając owy ślub dostrzegam jeszcze silniej jakie różnice tkwią między nacjami, między nami jednostkami. Każdą narodowość cechuję inny temperament, lub jego brak ( ale tu przykładów znaleźć nie potrafię). Na tym konkretnym ślubie człowiek był właśnie numerem jeden w reportażu. Otwartość tych dwóch rodzin na mnie, jako osobę dokumentującą owe zdarzenie była tak ogromna, iż czułem się sam onieśmielony, a kto mnie zna wie że onieśmielić mnie jest dość trudno. Jasne, że od razu usłyszę głosy – temperament cudzoziemców!!! Ale co to temperament, że jest tarczą odpowiedzi do pytań bardziej złożonych?
Ślub w Krakowie
Wkraczając w środowisko Iwony i Willa czułem się jak ryba w wodzie, czego poparciem mogą być te zdjęcia. Stworzyli oni dla mnie cudowną atmosferę, w której na pewno nie odnajdziecie wyszukanych dekoracji, wyreżyserowanych sytuacji. Iwona i Will postawili na swoje rodziny. Każda z osób stanowiła tak cudowne dopełnienie ich samych, że każda nawet najbardziej wyrafinowana forma artystycznego wyrazu czyt. Dekoracja byłaby niczym w porównaniu z tym co dali całej tej imprezie poszczególne osoby w niej uczestniczące.
Witkowa chata wpisała się idealnie w klimat tej imprezy. Była niemym świadkiem szaleńczej zabawy, zewu wolności tych, którzy w wolności żyją. Jak dziś patrzę na te zdjęcia widzę poszczególnych ludzi i wiem w 100%, że każdy z nich był sobą – i to było w tym ślubie najpiękniejsze.
Słów kilka o pasji tworzenia
Wracając niechybnie do początku owego tekstu. Temperament to my, to nasze codzienne bycie, nasze wzloty i nasze słabości. Piszę o tym dlatego, iż w każdym z nas owy temperament siedzi. Temperament każdego z nas może posłużyć jako najwspanialszy prezent ubogacający tworzoną przez nas fotografów historię dnia ślubu. Jeśli każdy z nas da troszkę, to razem dajemy już naprawdę sporo energii. W dobrą stronę ukierunkowana tworzy wymarzone środowisko pracy dla każdego fotografa.
Witkowa chata – Modlniczka sala weselna
Znajdźcie chwilkę i zobaczcie inne moje reportaże ślubne:
- Rustykalne wesele i ślub w polna zdrój,
- Tradycyjne wesele po staropolsku,
- Moje najlepsze zdjęcia ślubne 2018 roku.
Hotel Farmona Wesele
Hotel Farmona wesele I Restauracja Magnifica Kraków
Zdjęcia ślubne w Farmona hotel Ani i Tomasza to dowód na to, że ślub nie musi być utartym do granic możliwości schematem wpisującym się w Polską tradycję. Nic nie mamy do tradycji – sami staramy się ją kultywować.
Bardzo ważnym jest fakt aby oddzielać to co jest tradycją w wymiarze sacrum od tej, która w wymiarze profanum niszczy formę przekazu czyniąc ją błahostką.
Wyniosłe wprowadzenie ma prowokować – zmuszać do zastanowienia się czego jesteśmy bliżej sacrum czy profanum. Ślub w hotelu Farmona Ani i Tomka był jak dźwięk fortepianu w rękach wirtuoza, brzmiał czysto, donośnie, bez wspomagaczy w postaci innych instrumentów – był zapisaną pełnią. Pierwsze co usłyszałem po spotkaniu z Anią były słowa – rób co chcesz i jak chcesz – nie wpisuj się w stereotypy – dajemy ci wolną rękę.
Długo czekałem na tego typu słowa – bo w świetle poprzednich słów, fotografia ślubna w Polsce jest mocno podzielona, na tych którzy szukają, cały czas jednak w tyle głowy mając fakt, iż ślubny must have musi się wpisać w dokumentacje dnia, od tych którzy za wszelką cenę próbują przełamywać stereotypy myślenia i intelektualne bariery odbioru tworząc nowy kierunek rozwoju. Tak właśnie powinna się rozwijać fotografia ślubna !
Hotel Farmona wesele– miejsce z charakterem
Na południu bardzo brakuję miejsc przykuwających uwagę. Farmona hotel & spa z pewnością nie wpisuję się w ten ranking. Tutaj wszystko ze sobą współgra. I mimo tego iż miejsce nie należy do najprostszych w pracy fotografa – jest genialną płaszczyzną do zmagania się ze swoimi ograniczeniami, płaskim myśleniem, techniczną blokadą uniemożliwiającą proces twórczy. Poczuć się tu możemy jak w swoim ogrodzie. Ilość zieleni jaka okala owy hotel sprawia, iż czujemy jakbyśmy ulatywali na łonie natury.
Restauracja Magnifica Kraków
Ogromne przeszklone okna restauracji potęgują nam estetyczny wymiar spójności tego co na zewnątrz z tym co znajdziecie w środku. W tym miejscu wszystko jest zaaranżowane pod specyficzny model organizacja dnia ślubu. Myślę, że najbardziej pasującym do tego miejsca określeniem będzie wesele w stylu slow wedding. Zapraszam was zatem na reportaż ślubny Ani i Tomka. Rozkoszujcie się tym co stało się również moim udziałem. Jeśli i wy poczuliście ten klimat napiszcie od siebie kilka słów – lubię je czytać.
Hotel Farmona wesele
Znajdźcie chwilkę i zobaczcie inne moje reportaże ślubne:
- Rustykalne wesele i ślub w polna zdrój,
- Tradycyjne wesele po staropolsku,
- Moje najlepsze zdjęcia ślubne 2018 roku.