Sesja w Wenecji
Sesja w Wenecji
Przy okazji sesji narzeczeńskiej w Wenecji pozwoliłem sobie na skok w bok na pół dnia aby w samotności pokontemplować (o ile da się to robi w stadzie turystów) próbując zrozumieć fenomen miasta. To że Wenecja architektonicznie należy do najpiękniejszych miast świata nikogo przekonywać nie trzeba, chciałem posunąć się jednak o krok dalej i w tym miejscu pełnym turystów spróbować oddzielić tych, którzy przyjeżdżają od tych którzy już tam mieszkają.
Idąc jeszcze głębiej – musiałem tych którzy tam mieszkają po prostu znaleźć.
Wenecja to miasto, które zdecydowanie nie jest miejscem dla daltonisty. Mnogość barw jakie można tam odnajdywać przyprawia o ból głowy – taki pozytywny. Kolor pochłania to miejsce i to w cudowny sposób, a jeśli w kontraście do żywych kolorów budynków mamy zieloną wodę – zaczynają dziać się cuda. Dalej twierdzę, że Wenecja to ludzie – nie budynki.
Plener w Wenecji
Zastanawiałem się, czy w takim tłumie turystów uda nam się wykonać sensowną sesję w Wenecji. To naprawdę nie lada wyzwanie jeśli przed osobami fotografującymi cały czas pojawiają się stada turystów. Założenie obrane następnego dnia zostało wykonane – z jakim skutkiem – dowiecie się wkrótce.
Ludzie w Wenecji
Zapraszam Was zatem na, krótką historię o ludziach tam będących, może i Wam uda się odseparować, tych którzy przyjechali od tych, którzy tam żyją. Są zdjęcia oczywiste i mniej oczywiste – miłej zabawy zatem życzę…
Sesja w Wenecji
Jeśli chcecie zobaczyć inne moje sesję bardzo serdecznie zapraszam:
Romantyczny Plener w Rzymie
Romantyczny plener ślubny w Rzymie
Romantyczny plener ślubny w Rzymie – niejeden fotograf marzy o takiej sesji. Niejedna Para młoda ma w swojej głowie na nią pomysł. Pozwólcie że zabiorę Was w podróż po wiecznym mieście ukazując jego inne oblicze. Przy okazji konferencji dla fotografów ślubnych way up north pomyślałem o sobie, o moich czuciach tego miasta. Nigdy nie byłem w Rzymie zawodowo jako fotograf – chcąc się zatem na własnym przypadku przekonać o prawdziwym duchu tego miasta zdecydowałem się na jednodniowy projekt fotograficzny. Wybrałem się z aparatem – by odnaleźć ducha tego miasta. Ujarzmić się go nie da, ale z pewnością na chwilę zatrzymać, choć trochę z nim poprzebywać, pojąć w tym chaosie.
Rzym – miasto tysiąca dusz
Na wstępie do tego elaboratu 🙂 zadałem sobie jedno bardzo ważne pytanie. Jeśli mi – przeciętnemu fotografowi z pl zaproponowano by sesję zdjęciową w rzymie, i przy tym poproszono o portfolio z tego miejsca co musiałbym, chciałbym pokazać. Jakim tropem iść aby w mieście pełnym zabytków architektury pokazać to miasto inaczej, pełniej. I tak samo jak w przypadku mojego wpisu z konferencji Way up North, który możecie zobaczyć TU, powtórzę się Rzym to ludzie. Na myśl przychodzi mi cytat z filmu „Królestwo niebieskie” w którym główny bohater pyta króla Salladina:
– What is Jerusalem worth?
– Nothing !!!!!
– Jerusalem is worth Everything…..
I tak też ma się sprawa z Rzymem, bo jako miasto nie warte jest niczego, mieszkając z dala od centrum widzisz tony brudu, bezdomnych śpiących na ulicach, jeździsz tramwajami, do których strach wsiadać, w metrze każdy ostrzega cię przed kieszonkowcami, ilość turystów odstrasza od każdego popularnego miejsca.
Ile jest warte miasto Rzym?
Po chwili sam odpowiadasz sobie na to pytanie pojawiając się w centrum, oglądając najważniejsze zabytki tego miasta, potrącasz raz po raz przemykających wąskimi uliczkami turystów, docierasz onieśmielony pod ołtarz ojczyzny w Rzymie, zamykasz oczy przy forum romanum, by nie widzieć tylko reliktów epoki, ale by w myślach odbudować to miasto. Idziesz dalej – mijasz fontannę di trevi, wąskimi uliczkami dochodzisz do zamku św. anioła, pozostał tylko Watykan.
Sam przekonujesz się, że cały dzień minął ci nie na oglądaniu tych miejsc a na fotografowaniu ludzi w tych miejscach, bo Rzym to ludzie. Jacy by oni nie byli – to wciąż ludzie, ze swoimi historiami wyrytymi na twarzach. Skąd są, gdzie żyją, na jak długo tu i teraz. Ten, który sprzedaje pieczone kasztany – ma już koło osiemdziesiątki. On miałby najwięcej do powiedzenia bo w cieniu starej kamienicy patrzy na fale turystów przelewających się z sekundy na sekundę przez fontannę di trevi.
Rzym to ludzie z ich cudownymi historiami.
Wyzwaniem jest zatrzymanie tych historii, ułamek sekundy, jedno klapnięcie migawki, jesteście jedną historią, jednym zdarzeniem w przyczynowo skutkowym ciągu. W zamierzeniu kata i ofiary ktoś się pojawia w twoim kadrze – masz to już na lata dla siebie…Rome is worth everything
Romantyczny plener ślubny w Rzymie
Jeśli jesteście parą szalonych zakochanych ludzi i marzy wam się romantyczny plener ślubny w Rzymie – po prostu piszcie…ruszę z Wami na wspaniałą przygodę, a jeżeli macie chęć aby wgryźć się bardziej w to co robię – będzie mi niezmiernie miło:
Najlepsze zdjęcia ślubne 2018 roku
Way up North Rzym 2017
Way up North 2017
Spotkanie z chłopakami z Nordica Photography na warsztatach w Warszawie pozostawiło wielką dziurę pełną niedopowiedzeń. Fotografowie uważani za jednych z najlepszych na świecie zasiali ziarno ciekawości do świata, do fotografii, która przekracza granice, która intryguje, która wprowadza nowy model narracji. Można było oczywiście usiąść w miejscu i nic dalej nie robić bądź iść tym tropem odkrywając coś, czego nie znamy, o czym marzymy, do czego wzdychamy. Jeśli mnie znacie, już wiecie, że wybrałem tę drugą drogę. I ruszyliśmy odkrywać nieznane zakątki swojego mrocznego, nieodkrytego Ja.
Destination Rome
Czym mógł nas przywitać Rzym, – jeśli nie słońcem, wysoką temperaturą i uśmiechniętymi mordkami potomków cesarza. To miasto zachwyca, onieśmiela do siebie, przesłania trzeźwe i logiczne patrzenie na otaczający nas świat – dziś czuję, że to już moje miasto, mimo że krew rodziny cesarskiej w mych żyłach nie bulka. Przechodząc do treści właściwiej, – czym jest Way Up North? Pomijam frazesy, że jest to największa i najlepiej zorganizowana konferencja zrzeszająca najlepszych ( w to chce wierzyć) fotografów ślubnych świata. Way up North działa jak dobry bimber – najpierw odrzuca, później rozgrzewa, byś finał finałów i tak po niego sięgnął raz jeszcze. Taki jest WUN. O minusach ciężko pisać, bo była to moja pierwsza międzynarodowa konferencja – po drugiej edycji Way up North w Stockholmie wyrobię sobie pełniejszy obraz i troszkę dziegciu wyleję.
Czym mnie zachwyciła?
Ludźmi, to oni tworzą tę konferencję. Oni są jej najjaśniejszą stroną, oni ją dopełniają. I piękne jest to, że ludzie, którzy osiągnęli ogromny sukces w tej branży są jak my, którzy o niego walczymy. To prości ludzie otwarci na drugiego, niekrzyczący w niebogłosy o swym sukcesie, ludzie, którzy widzą w sobie więcej wad niż zalet, patrzą szerzej, inspirują się tym, co proste, – ale w swej prostocie stające się najsilniejszą formą przekazu.
„Weddings are pretty stupid…but people, family and friends are fucking awesome..”
Andy Gaines – moim zdaniem najjaśniejsza gwiazda tej konferencji i jego cytat, który powieszę sobie nad biurkiem, i za każdym razem spojrzę na niego, jeśli zobaczę w internetach tekst czy brać ślub w niezbyt pięknej lokalizacji czy nie. Chce mieć to wszystko w tyle siebie. Chcę widzieć człowieka, z jego historią, nieważne czy otoczeniem tej historii są jezioro i góry, czy prosty lokal w małej miejscowości. Chcę się raz za razem zachwycać ludźmi, w nich szukać siebie, z nimi odkrywać swoje pragnienia, ścieżkę fotograficznego rozwoju – chce by Ci ludzie mnie uzupełniali, jako człowieka.