W dobie tanich lotów, barier językowych i mentalnych granic, które przestają istnieć zasadnym staje się pomysł na przygodę o nazwie “zagraniczna sesja narzeczeńska”.
Zagraniczna sesja narzeczeńska?
Bardzo chciałem podejść do tego tematu twórczo – gdyż mało, która para zdaję sobie sprawę jaka moc drzemię w takiej sesji, i czemu w ogóle owa sesja ma służyć. Długo można pisać elaboraty i marketingowe chwyty zachęcające potencjalne pary do takich ekstrawagancji – Ja wiem, że owa sesja to must have dla osób, które dbają o swoje zdjęcia i dla których zdjęcia ślubne to najważniejsza pamiątka z dnia ich ślubu.
Ale czy one o tym wiedzą – znaczy pary – zapytajmy? I tu pojawiła się złota myśl, aby owe odczucia dotyczące sesji narzeczeńskiej opisał nie kto inny jak osoba biorąca w niej udział. Poznajcie Monikę.
– Monika, poproś o cztery dni wolnego, za dwa tygodnie lecimy na sesję narzeczeńską na Majorkę. – Totalnie oszołomiona, kompletnie wybita z rytmu postukałam się w czoło. „Przecież ja jestem niefotogeniczna! Czy Ty widziałeś jak ja wychodzę na zdjęciach?! Po co nam to? Już i tak mamy sporo wydatków związanych z przygotowaniami do Ślubu!”
Zagraniczna sesja narzeczeńska – czy to ma sens?
To były pierwsze myśli, które pojawiły się w mojej głowie i pewnie nie byłam w tym osamotniona. Sądzę, że większość z przyszłych Panien Młodych myśli w podobny sposób. Ale czy naprawdę wygląda to tak strasznie?Widząc aparat zawsze uciekłam w „bezpieczne miejsce”. Pozowane, ze sztucznym uśmiechem, często z uchwyconym grymasem na twarzy – albumy pękają w szwach.
Wtedy narzeczony uświadomił mi, że wszystko zależy od NAS. Nie od najlepszego sprzętu, nie od fotografa, miejsca czy okazji. To jak finalnie będą wyglądały zdjęcia, uwarunkowane jest przede wszystkim naszym nastawieniem.Zdenerwowana, ale przede wszystkim podekscytowana zupełnie nową sytuacją, wyruszyłam w jedną z najciekawszych przygód swojego życia, z której wróciłam z bagażem najpiękniejszych wspomnień uchwyconych w obiektywie. Ale od początku…
Sesja narzeczeńska to przedsmak sesji ślubnej.
Równie ważna i emocjonująca. Najważniejsze jest to, aby zapomnieć o tym, że ktoś śledzi nas z aparatem. Zatracając się w uczuciach do drugiej osoby, zapominamy o pozowaniu, ruchy ciała stają się płynne, naturalne. Dzięki temu zdjęcia emanują naturalnością.
Czy przygotowywaliśmy się jakoś specjalnie do sesji? Otóż nie! Jako, że październik na Majorce jest wyjątkowo ciepły i słoneczny postawiłam na długą, zwiewną sukienkę, która tańczyła razem z wiatrem, a po wejściu do krystalicznie przejrzystego Morza Śródziemnego dryfowała razem z falami. Narzeczony (genialnie wpasował się urodą do hiszpańskich amantów 😉 do lnianej, granatowej koszuli dobrał błękitne spodnie, gdzie szyku dopełnił skórzany pasek. Delikatność, naturalność i swego rodzaju dzikość dopełniły nasze bose stopy.
W tych wszystkich miejscach, gdzie odbywała się nasza sesja narzeczeńska, czułam, że razem z narzeczonym odkrywamy siebie na nowo. W niecodziennych sytuacjach, obudziły się w nas dotąd nieznane nam uczucia, emocje. Przecież nie codziennie wspinamy się na strome skały zdani na swoje dłonie splecione mocnym uściskiem 🙂 Wiedziałam, że dzięki wyjazdowi w tak niebanalne miejsce jak Majorka, nasza sesja narzeczeńska nie będzie taka jak większość oglądanych przeze mnie historii innych par, że ukażemy zupełnie inną „stronę” zdjęć.
Czy zatem sesja narzeczeńska – moda czy absolutny ”must have”? Absolutnie absolutny must have! Nasz wyjazd trwał 5 dni, 5 dni które dały całkowicie inne spojrzenie na przygotowania do Ślubu. Doszliśmy do wniosku, że ten jeden dzień w naszym całym życiu nie musi być poprzedzony ogromnym stresem, masą niezałatwionych spraw czekających w kolejce za tortem czy urzędem. To czas, który jeszcze mocniej spaja nas ze sobą, to czas kiedy uczymy się współpracy, wyrozumiałości, rozmawiamy o wspólnych wizjach i oczekiwaniach. To czas kiedy musimy być dla siebie!
Sesja przedślubna sprawiła, że na nowo poczuliśmy siłę naszego związku.
Odnaleźliśmy się jeszcze raz i utwierdziliśmy w przekonaniu, że razem jesteśmy drużyną. Uważam, że każda para przygotowująca się do wielkiego wydarzenia jakim jest ślub, powinna zdecydować się na sesję narzeczeńską. To przeżycie warte jest każdych pieniędzy i każdych wyrzeczeń. Oswojenie się z fotografem, aparatem sprawi, że odejdzie nam stres związany z jego obecnością, który nie ukrywajmy towarzyszyć nam będzie przez wiele długich godzin 🙂
Piękne – prawda 🙂
I jakby tego było mało zapytałem o to samo Tomka – narzeczonego Moniki. I tu sprawa się jeszcze bardziej komplikuję – bo Tomasz jest filmowcem – współpracujemy razem, lubimy się, znamy się bardzo dobrze ale niestety od strony biznesowej, i bardziej szalonej. Teraz nadszedł czas na zupełnie inny projekt. Projekt, w którym on sam poczuje na sobie oddech twórczy fotografa – sprawa nie była tak prosta jak mogłaby się wydawać. Ale przeczytajcie sami o jego opinii.
Kraków. Kilka miesięcy przed dniem naszego ślubu. Przygotowania w pełni zaawansowane, zamówione sala, zespół i cały sztab ludzi, którzy uświetnią nasz dzień. W prozie codzienności i obowiązków nagle padł pomysł o zorganizowaniu sesji narzeczeńskiej. Pomyślałem; dobra, w zasadzie czemu nie. To kiedy będzie ta sesja? – zapytałem. A to zależy od tego, czy uda się zgrać urlop Moni z biletami, i rezerwacją sensownego hotelu. – usłyszałem od Piotrka i stanąłem chwilę w osłupieniu:
Robimy Wam sesję narzeczeńską na Majorce.
Po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że to nie żart, słysząc jak cała wycieczka w parę chwil została rozplanowana od A do Z. Przyznam, że adrenalina podskoczyła z ekscytacji i jednocześnie obaw czy uda się dograć tyle rzeczy na raz no i czy możemy finansowo pozwolić sobie na plener zagraniczny, kiedy na głowie wciąż sporo wydatków. Nie tkwiłem jednak długo w tych wszystkich obawach, kiedy koszty pleneru zagranicznego zrównały się z kosztami tygodniowego pobytu w Zakopanem. Odpowiedź była jasna- jedziemy! Klamka zapadła, bilety kupione, nocleg zabukowany, stylizacje przyszykowane i się zaczęło….
Jadąc na lotnisko prawie pokłóciliśmy się w samochodzie o to czy aby na pewno dobrze przemyśleliśmy cały pomysł z sesją, czy jest ona niezbędna, „przecież nie jesteśmy fotogeniczni”, „na każdym zdjęciu mrużę oczy” i „nie mam żadnego ładnego zdjęcia, to bez sensu”. Na szczęście było to tylko głupie gadanie, które nie miało wpływu na powodzenie zdjęć i nie miało nic wspólnego z tym co przeżyliśmy w Palma de Mallorca. Po wylądowaniu poczuliśmy totalny luz, przypływ ekscytacji i ogromną radość. Zachwycaliśmy się wszystkim dookoła, widoki były niesamowite, a całość dopełniał fakt, że mogliśmy złapać mnóstwo promieni słońca i wciąż korzystać z pięknej pogody w październiku.
Majorka pochłonęła nas bez reszty
Podczas gdy wszyscy w Polsce podejmowali nierówną walkę z jesienną aurą, pracą i niekorzystnym biomet-em, my daliśmy się porwać pięknej przyrodzie, spacerom po plaży i zatokach, aż w pewnym momencie zapomnieliśmy przez chwilę totalnie o wszystkim, o troskach i problemach, które zostały w domu. Skupiliśmy się wyłącznie na sobie i czerpaliśmy przyjemność z tego, że jesteśmy razem, dla siebie, zapomnieliśmy nawet, że jesteśmy na sesji.
Na dodatek w tak wspaniałym miejscu, do którego z pewnością jeszcze wrócimy, jakby tego było mało przywieźliśmy ze sobą zdjęcia, które pozwoliły nam odkryć siebie na nowo i pozostaną z nami na zawsze. Coś niezwykłego – oglądasz siebie na zdjęciach jakich jeszcze nigdy nie widziałeś. Jakich nikt Tobie nie zrobił. Tego się nie „przelatuje wzrokiem” jak instagram.
Najlepsze jest to, że te zdjęcia wciąż żyją i przenoszą w czasie, kiedy je razem oglądamy. Osobiście wzruszyłem się- tak, doświadczyłem zaszklonych oczu na widok naszej historii i nie wstydzę się tego.
Osobiście na takie sesje mógłbym jeździć tydzień w tydzień. Ta zagraniczna sesja narzeczeńska była ogromną przyjemnością, relaksem, świetnie spędzonym czasem. Od tamtej pory zmieniła się moja wrażliwość, zacząłem bardziej doceniać i cieszyć się z tego co mam, zdałem sobie sprawę, że zdjęcia są bezcenne, a nasz związek odżył jeszcze bardziej.
Cała sesja Moniki i Tomka dostępna pod tym linkiem:
Zobaczcie również sesję narzeczeńskie z drugiego zakątka Europy: